Można by złośliwie powiedzieć, że w końcu RODO przydało się do czegoś dobrego, a nie tylko do utrudniania życia przedsiębiorcom. W tej wyjątkowej sprawie okazało się dobrym usprawiedliwieniem.
Wojewódzki Sąd Administracyjny zażądał od wnioskodawcy przedłożenia uwierzytelnionego odpisu jednego z wymaganych dokumentów w terminie 7 dni od dnia otrzymania wezwania.
Dokument wzywany złożył, ale z opóźnieniem. Dodatkowo wnioskodawca wystąpił z wnioskiem o przywrócenie terminu do dokonania tej czynności, argumentując, że teczka z tym dokumentem zaginęła w trakcie reorganizacji związanej a z dostosowaniem działalności do wymagań RODO i została znaleziona już po upływie tego terminu.”
Zaskakujące jest to, że sąd przychylił się do tej argumentacji. Zgodnie z przepisami (art. 86 § 1 Prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnym) przywrócenie terminu do dokonania czynności w postępowaniu sądowoadministracyjnym, której strona nie dokonała w terminie bez swojej winy jest możliwe na wniosek strony złożony w ciągu siedmiu dni od czasu ustania przyczyny uchybienia terminu. We wniosku należy uprawdopodobnić okoliczności wskazujące na brak winy w uchybieniu terminu, a uprawdopodobnienie to ocenia sąd.
Oczywiście dla wnioskodawcy taki przejaw zrozumienia i można by powiedzieć ludzkiego odruchu sądu są bardzo pozytywne. Jednakże WSA tworzy niejako nowy, wygodny dla wnioskodawców, ale niebezpieczny dla postępowania precedens. Wniosek z działania sądu można wywieść taki, że wnioskodawca nie ponosi odpowiedzialności (nawet w formie lekkiego niedbalstwa) za dezorganizację związaną z wdrażaniem RODO, a zgubienie dokumentu w ferworze gorączki RODO jest wówczas niezawinione.
[postanowienie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu z 12 września 2018 r. (II SA/Wr 493/18)]